Ocenianie debiutów nie jest łatwym zajęciem. Kilka zbyt radykalnych opinii może podciąć ledwo rozpostarte skrzydła, a przecież historia wielokrotnie pokazała, że nawet po słabym debiucie można popełnić doskonałą powieść. Od razu uprzedzam: “Zguba” słabą książką nie jest, choć gdyby ją nieco poprawić, zyskałaby więcej blasku.

Zacznijmy od obietnic.

Wydawnictwo W.A.B promuję książkę opisem:

Matka piętnastoletniej Marianny wraca z emigracji zarobkowej, by odnaleźć córkę. Pomóc może jej teściowa, która przez ostatnie miesiące opiekowała się Marianną. 
Ale co właściwie się stało? Kto stoi za zniknięciem? Może wszystko zaczęło się wtedy, gdy dziewczyna straciła głos?

– i opis ten ma niewiele wspólnego z fabułą. Gdyby trzymać się faktów powinien brzmieć raczej tak:

Gdy matka piętnastoletniej Marianny wraca z emigracji zarobkowej, dowiaduje się, że jej córka zniknęła. Szuka jej razem z teściową, która przez ostatnie miesiące opiekowała się Marianną. 
Ale co właściwie się stało? Kto stoi za zniknięciem? Może wszystko zaczęło się wtedy, gdy dziewczyna straciła głos?

Ta drobna edycja pierwszych zdań jest o tyle istotna, że powodem powrotu Hanki (matki) nie było zniknięcie Marianny (córki), tylko chęć zrealizowania nowego scenariusza życia. Scenariusz ten był natomiast kolejną cegiełką, którą można by budować pomnik antymatki. I tu objawia się pierwsza zaleta książki Natalii Szostak:

Jej bohaterki wzbudzają emocje.

Zanim jednak przejdę do tej kwestii, wspomnę jeszcze o samej fabule. “Zguba” to rzecz o zgubieniach. Tych dosłownych i tych metaforycznych. Początek jest obiecujący: nastoletnia Marianna traci głos, a niedługo potem znika (bardzo sprawnie rozpisany wielogłos z tik-tokiem w tle). Później jest nawet ciekawiej, bo możemy poznać główne bohaterki, rysowane starannie i z czułością. Mariannę – dorastającą dziewczynkę, szukającą swojego miejsca w świecie, która kocha pieski i pragnie być olśniewająca jak jej koleżanka Pola. Hannę – niespełnioną na żadnym polu matkę Marianny oraz Alicję – aktywną zawodowo babcię, która pracuje w kancelarii i nie lubi gotować. Rodzinny obraz dopełniają młodszy brat Marianny – Kubuś oraz jej ojciec Grzegorz, który jest tak nieinteresującą ciamajdą, że zaznaczam jego obecność z nadzieją, że już do niego w tej recenzji nie wrócę.

Sam pomysł na książkę został nakreślony mądrze i z rozmachem, bo jeśli dobrze odczytuję intencje, to “Zguba” miała być opowieścią o niezaopiekowanych emocjach, ułomnych relacjach, przegapionych szansach i nieprzystawalności ról społecznych, w jakie próbujemy się wpisać lub w jakie wpycha nas proza życia. Czytając “Zgubę” czuję wyraźnie, jak autorka opiekuje się każdą z bohaterek, a szczególnie Marianną. W jej słowach nie ma oceniania, zdania są proste i bezpretensjonalne, wiele z nich z pewnością będzie funkcjonować jako cytat. Co więcej: problematyka jest aktualna i ważna, a miarą literatury jest także to, czy książka daje pretekst do rozmowy o świecie, o jego problemach, pułapkach i wadach, o genealogii tych nieszczęść, których można by uniknąć lub naprawić. Pod tym względem wszystko jest na plus, przynajmniej jeśli chodzi o zamysł.

Wspaniałe są te fragmenty, które mówią o relacji Mani z rodzicami, o sposobach zdobycia ich uwagi, o życiu z młodszym bratem Kubą, które – jak to nieraz w takiej konfiguracji bywa – często jest symbiozą, ale częściej pasożytnictwem. Kubuś nieświadomie pożera swoją starszą siostrę, zachłannie kradnie uwagę rodziców, w końcu starsza, powinna być mądrzejsza; ustąp mu. Jakie to prawdziwe – myślałam podczas czytania – bo prozę życia udało się autorce uchwycić doskonale. Brudne buty Hanny, gdy przypadkiem spotka wystrojoną Alicję, jej ręce zniszczone od detergentów. Zagłuszaną samotność Alicji, którą tylko praca trzyma jakoś w ryzach. Wszystkie rodzinne kłótnie, nerwowe uśmiechy, wieczny brak pieniędzy i odkładanie rzeczy na zakupach. Krzywienie się na zapach jajecznicy i brzuch w kolorze twarogu.

Do tego Hanna, której mimo chęci nie zdołałam polubić do samego końca. Niby czuła, a krzycząca na dzieci, niby uważna, a ciągle nieobecna. Czyta “Szczeliny istnienia”, choć powinna zacząć od Jespera Juula. Te “Szczeliny” są zresztą kłopotliwe, wyglądają jak przeskok z powieści na esej, jakby autorka chciała zaznaczyć, że jest naprawdę oczytana. A przecież bez tego też byłoby to widać – zdania są soczyste i rytmiczne, wiele z nich tworzy piękne metafory.

Obok tego są jednak pęknięcia. Książka liczy niemal trzysta stron i przez pierwszą połowę czyta się ją całkiem nieźle. W końcu jednak zaczynamy wypatrywać twistu, bo po dynamicznym wstępie apetyt został rozbudzony. Tymczasem nie wydarza się nic. Albo może inaczej: wydarza się, ale bez intensywności. Marianna znika, rodzice wracają, Alicja nerwowo pali papierosa – i tyle. Dialog Hanki z Alicją, który miał szansę być najmocniejszym momentem powieści, jest jakby przepisany przez kalkę – mocny i słaby jednocześnie, zbyt dosłowny i ostentacyjny.

Jest w tej powieści taki fragment, w którym Hanna z Alicją wracają zrezygnowane do mieszkania i ich stan emocjonalny opisuje fraza: Wszystkiego jest za dużo. Myślę, że to pozornie proste zdanie jest trafnym podsumowaniem “Zguby” od strony montażowej, bo nadmiar efektów sprawia, że są one często niedopilnowane.

Weźmy feminatywy. Marianna jest widzką, Alicja kierowczynią, ale Ewa jest notariuszem. Notariusz jeszcze nie zatrudniła nowej osoby, Notariusz wstaje i podaje jej rękę. Albo powrót z imienin Alicji, gdy tata wypił sporo wiśniówki – i to chyba doprowadziło do nagłej zmiany czasu narracji z przeszłego na teraźniejszy. Albo zupełnie nietrafiony koń trojański, który z niewiadomych przyczyn traci swe pierwotne znaczenie.

Zguba Natalia Szostak

Wiem, że wielu czytelnikom te potknięcia nie będą przeszkadzać, ale mnie każde z nich solidnie wybijało z rytmu. Mimowolnie stopując, każąc czytać zdanie wielokrotnie i (nomen-omen) sprawiając, że się gubiłam. Czasami najważniejszą umiejętnością pisarza nie jest pisanie, ale wykreślanie tego, co zbędne. Tym bardziej, że przez te akapity traci dobrze napisana całość i błyskotliwe teksty rozsiane po całej powieści:

Ona była inna. Jakby jej brata ulepiono z waty cukrowej, a ją z kulek chleba moczonych w mleku. On się rozpuszczał, ona chłonęła;

Jednego dnia jej milczenie jest tajemnicze, odległe. Kolejnego cisza jest nabrzmiała, jakby każde słowo czy gest w jej stronę mogły doprowadzić do wybuchu;

Siada obok chłopca, bębni palcami o stół. Tuż obok nich, za ścianą, cały blok, dwadzieścia sześć mieszkań na trzynastu piętrach, wdycha, wierci się i szuka wygodnej pozycji.

– ale gdy tylko robi się nastrojowo i znacząco, to nagle znów – zdanie wyrwane z memów (chomiki są po to, by wytłumaczyć koncept śmierci) albo nieprzenikniony wyraz twarzy, który jednak autorka deszyfruje.

Najlepsze partie “Zguby” to te, w których Szostak mówi swoim głosem. Bez klisz, bez eseistycznych wtrąceń, bez boldowania feminizmu. Pięknie poprowadzony wątek Frajdy, chyba najbardziej autentycznej relacji w tej książce, zaciekawia i wzrusza. Opis pojawienia się Kubełka, gdy życie Marianny diametralnie się zmienia, a ona pyta czy można go jeszcze oddać. Stojąca w oknie Alicja z serią niewypowiedzianych pytań, świetnie napisane partie o starości i seria wspomnień zakończonych puentą: To wszystko? Tyle tego życia? Scena, w której Kubuś mówi, że mamusia jest Nikim. Albo te rozproszone metafory, gdy Marianna zbiera kamienie, bo nie chce, aby porwał ją wiatr, a kilkadziesiąt stron później jej matka widzi, jak tamta rzeczywistość (…) była krucha, wątła, wystarczył tylko jeden mocniejszy podmuch wiatru i uleciała, rozpadła się. Dla takich stron chce się czytać książki.

Zerknijmy jeszcze na blurby. Joanna Bator zachęca:

W tej opowiedzianej z bezpretensjonalną prostotą historii porusza empatia i delikatność narratorki nie tylko wobec głównej bohaterki, nastolatki, ale też nieporadnych i pogubionych dorosłych. Wzruszający motyw Frajdy, osoby nieludzkiej, łączy delikatną nitką miłości, odpowiedzialności i odwagi ten rozsypujący się rodzinny świat rzeczy utraconych na zawsze i tych możliwych do odzyskania. „Zguba” to świeża i pożywna opowieść o tym, co gubią w życiu zwykli ludzie.

Dominika Słowik, która sama jest autorką świetnego debiutu, dodaje:

Książka Natalii Szostak to celna literatura i wciągająca historia. Uważna, bezpretensjonalna opowieść o wielogłosowej kobiecości, czyli “Zguba”, w której można się odnaleźć.

– i trudno odmówić im racji. “Zguba” jest czuła, uważna, nostalgiczna – a przy tym wszystkim: niedopracowana. Przez to można się w niej odnaleźć, ale można także zgubić jej sens.

_______

“Zguba”, Natalia Szostak, Grupa Wydawnicza Foksal, Warszawa 2023