W 1997 roku polski zespół Myslovitz wydał płytę inspirowaną słynnymi filmami. Nosiła tytuł: “Z rozmyślań przy śniadaniu”. O jej istnieniu dowiedziałam się przypadkiem wiele lat po premierze, gdy jechałam na uczelnię, mimowolnie wsłuchując się w szumiące radio. Spośród wielu pisków i szmerów wyłowiłam tekst, który zaintrygował mnie na tyle, że od razu zapragnęłam go odszukać i dowiedzieć się więcej. W ten sposób poznałam piosenkę “Myszy i ludzie”, a ona – jak po nitce do kłębka – zaprowadziła mnie do książki o tym samym tytule.

Zanim jednak przejdę do samej fabuły, wspomnę jeszcze o jej autorze: Johnie Steinbecku, nazywanym często sumieniem Ameryki.

John Steinbeck – co warto o nim wiedzieć, zanim sięgnie się po jego książki?

To pytanie nie jest wcale łatwe. Szukając informacji o Steinbecku można natrafić na wiele takich, które dość mocno mijają się z prawdą. Ich przyczyną jest prawdopodobnie to, że postać pisarza zaangażowanego, ujmującego się w swych dziełach za słabszymi, pokrzywdzonymi i ułomnymi prowadzi do spontanicznej refleksji, że oto na pewno mamy do czynienia z kimś szlachetnym, nieskazitelnym i zrównoważonym. Kimś, kto zapewne kochał ludzi i książki, bo przecież skoro pisał od dziecka, to chyba musiał też dużo czytać. Taki sposób myślenia – czy też wymyślania – z pewnością nas uwiedzie, tylko niekoniecznie będzie miał cokolwiek wspólnego z prawdą.

Z tego względu, gdy ktokolwiek pyta mnie o to, co warto wiedzieć o Steinbecku zanim sięgnie się po jego książki, zwykle odpowiadam: wiele – albo zupełnie nic.

_____________________

Tekst jest skróconą wersją transkrypcji podcastu. Całość możesz odsłuchać tutaj:

Jeśli wybierzemy tę pierwszą ścieżkę, a więc sięgniemy do dobrze napisanej biografii autora, takiej jak chociażby “Wściekły na świat”, to poznamy człowieka z krwi i kości, który miał własne życie, lęki, problemy, paradoksy i demony. Zobaczymy go nie tylko w roli pisarza, ale też męża, ojca czy syna i będziemy mogli przyłożyć tę wiedzę do treści znajdowanych w powieściach.

Tylko właśnie: czy ta wiedza jest nam niezbędna, by zachwycić się czytaną książką? Moim zdaniem nie. Nie jestem w tej ocenie ani nowatorska, ani oryginalna, bo przecież Roland Barthes opublikował swój słynny esej “Śmierć autora” już w 1967 roku, postulując w nim, by książkę traktować jako autonomiczne dzieło. Książka to książka, ona ma się bronić sama, jej autor jest tylko jednym z kontekstów, a ich jest przecież wiele.

I ta metoda czytania sprawdza się doskonale właśnie w przypadku powieści takich jak “Myszy i ludzie”, bo jest to książka dość krótka, a przy tym skondensowana w treści i kompletna. Jeśli po jej przeczytaniu zapragniemy poznać autora, to oczywiście tylko zyskamy, ale jeśli nie będzie w nas tego pragnienia, to też nic się nie stanie.

Niezależnie od tego, którą z tym metod czytania wybierzemy, to pewne informacje o pisarzu prawdopodobnie rzucą nam się w oczy. Jedna z nich dotyczyć będzie wielkiego kryzysu, który miał wielki wpływ na prozę noblisty, dając mu materię do tworzenia literackich światów. Steinbeck był świadkiem wielkiego kryzysu, zapoczątkowanego giełdowym Czarnym Czwartkiem i to odbija się wielokrotnie w jego powieściach. Nie tylko w “Myszach i ludziach”, ale też na przykład w “Gronach gniewu”, które są jedną z najbardziej znanych i docenianych książek Steinbecka, a przy tym są uważane za jedną z najważniejszych amerykańskich powieści. Dość przypomnieć ranking “100 najważniejszych amerykańskich powieści wszech czasów” z 2018 roku, w którym “Grona gniewu” zajęły dwunaste miejsce – co też pokazuje z jakiej klasy autorem mamy tutaj do czynienia.

“Myszy i ludzie”, czyli baśń nie tylko o królikach

“Myszy i ludzie” to proza realistyczna, jednak śmiało można ją określić baśnią dla dorosłych. Fabuła wygląda tak: mamy dwóch bohaterów, Georga i Lenniego, którzy wędrują od rancza do rancza w poszukiwaniu pracy. Są ofiarami wielkiego kryzysu, więc ich włóczęgostwo i dorywcze prace są wynikiem ekonomicznego przymusu i nietypowych problemów Lenniego. Jest on bowiem olbrzymem o ponadprzeciętnej sile i umyśle dziecka, przez co zdarza mu się nieumyślnie zadusić mysz albo zbyt mocno pogłaskać kota. Na domiar złego Lennie kocha miękkie zwierzątka, uwielbia je dotykać, więc nieszczęśliwe wypadki zdarzają mu się nader często. Z opresji ratuje go zawsze George – przyjaciel, przewodnik, towarzysz i opiekun, który dawno temu obiecał ciotce zająć się Lenniem, więc sumiennie wypełnia obietnicę.

Relacja tej dwójki wzrusza i ujmuje, bo jest w niej więcej życzliwości niż współczucia. Wiemy wprawdzie, że George jest szczerze zmęczony, gdyż opieka nad Lenniem przypomina zajmowanie się niesfornym dzieckiem, ale mimo tego dostrzegamy jego wielką czułość, zaangażowanie i szacunek.

Myszy i ludzie, literatura przepiękna podcast

Przyjaciele wędrują od rancza do rancza, aż dochodzą do farmy, która ma ich przybliżyć do celu, czyli zarobienia pieniędzy i kupienia własnego siedliska. Intuicja podpowiada nam, że to typowy american dream, bo tak to w istocie wygląda: bohaterowie planują ciężką pracę, odłożenie pieniędzy i zakup farmy, w której będą mogli hodować króliki. Choć jednak – jako czytelnicy – szczerze im kibicujemy, to trudno oprzeć się wrażeniu, że to marzenie raczej się nie spełni. Że niepokój i napięcie, jakie od początku wiszą w powietrzu, za chwilę odsłonią nam kolejne przeszkody.

Wrażenie to potęgują problemy pozostałych robotników, których poznajemy na farmie. Jest wśród nich chociażby Candy – jeden z najstarszych pracowników rancza, który najbardziej boi się tego, że pewnego dnia przestanie być użyteczny i zostanie z tej farmy wydalony. Jest także Crooks, osamotniony i zamknięty w sobie, bo nie dość, że ma zdeformowany kręgosłup, to jako jedyny jest Afroamerykaninem. Jest wreszcie żona Curleya, jedyna kobieta w powieści, niezwykle istotna, choć nawet nieposiadająca imienia. Widzimy, jak bardzo pragnie być w centrum, jak kokietuje, prowokuje i zaczepia farmerów, jak bardzo chce wzbudzić zazdrość w swoim mężu. Choć jednak jej desperackie zachowanie irytuje i sprawia, że już wypatrujemy kłopotów, to w jednej ze scen okazuje się, że żona Curleya też ma złamane życie. Chciała być wielką gwiazdą, marzyła o wyjeździe do Hollywood, ale nic z tego nie wyszło. Zamiast robić karierę, poślubiła nieciekawego mężczyznę i zamieszkała na farmie – zgorzkniała, samotna, pogubiona. Kolejna bohaterka spod znaku american dream.

Żona Curleya jest też tą postacią, której obecność zmienia bieg wydarzeń. Scena zaczyna się dość niewinnie, rozmową kobiety z Lenniem, a kończy w sposób, którego właściwie mogliśmy się spodziewać. Wydarza się wówczas coś trudnego do obronienia, a my zdajemy sobie sprawę, że “Myszy i ludzie” to przede wszystkim książka o przyjaźni i o tym, jak w sytuacji granicznej zachowa się George. Wiemy, że Lennie ściągnął na siebie ogromne kłopoty i widzimy jak on bardzo się boi. Czujemy nieuchronność konsekwencji, ale jeszcze nie wiemy jakie to będą konsekwencje. Zakładamy, że George zrobi dla Lenniego wszystko, ale nie mamy pojęcia co właściwie znaczy “wszystko”.

Wracamy więc z nimi nad rzekę, tę samą, od której wszystko się zaczęło. Lennie, zgodnie z tym co obiecał przyjacielowi, czeka schowany w krzakach. Po chwili dołącza do niego George, a potem dzieje się coś wstrząsającego – i nie możemy przestać o tym myśleć.

I taka właśnie jest ta książka – pomimo prostej historii i pozornie prostego przesłania, wyrywa nas zupełnie z poczucia bezpieczeństwa. Zmusza do zadawania pytań i konfrontowania się z brakiem odpowiedzi.

Na zakończenie mam jeden z moich ukochanych cytatów z tej książki. Jesteśmy znów na początku, przy rzece i Lennie zadaje swoje ulubione pytanie:

– Opowiedz mi, tak jak kiedyś – zagadnął go chytrze Lennie.
– O czym?
– O królikach.
Głos George’a nabrał głębi. Wymawiał słowa rytmicznie, jakby już nieraz recytował ten tekst. – Tacy jak my, co to pracują na ranczach, to najbardziej samotni goście na świecie. Nie mają rodziny. Nie mają własnego kąta. Przychodzą na ranczo, zarobią trochę forsy, a potem idą do miasta i przepuszczają wszystko. I zanim się obejrzysz, już zasuwają na inne ranczo. Nie mają żadnej przyszłości ani planów.
Lennie był wniebowzięty.
– No właśnie. A teraz powiedz, jak to jest z nami.
– Z nami to całkiem inna sprawa. My mamy przyszłość. Mamy do kogo otworzyć gębę, mamy kogoś, kto się choć trochę nami przejmuje. Nie musimy siedzieć w żadnej knajpie i przepuszczać forsy, jak ci, co nie mają się gdzie podziać. Jak taki gość trafi do paki, to może tam zgnić i nikt palcem nie kiwnie. Ale z nami jest inaczej.
– Z nami jest całkiem inaczej – powtórzył Lennie. – A dlaczego? Bo… bo ja mam ciebie, a ty masz mnie.