Proza Cunninghama jest wyważona, elegancka i skupiona na szczególe. Prowadzona z namysłem, a przy tym bardzo intymna. Każdy kadr jest przemyślany, każde słowo – zaopiekowane. Opowieść zaczyna się tak:
5 kwietnia 2019
PoranekTak wcześnie East River pokrywa warstwa półprzezroczystości, jasna stalowa powłoka zdająca się płynąć po powierzchni wody, która przechodzi z nocnej czerni w nieprzejrzystą, ciemną zieloność nadchodzącego dnia. Światła mostu Brooklińskiego bledną na tle nieba. Mężczyzna podnosi metalową żaluzję swojego warsztatu szewskiego. Młoda kobieta, z włosami w koński ogon, przebiega obok faceta w średnim wieku, w skąpej czarnej sukience i glanach, który wraca wreszcie do domu. Przypadkowe rozświetlone okno jest jasne jak księżyc w pełni.
Ten fragment nie jest ani najciekawszy, ani najpiękniejszy, ale jest pierwszy, więc chciałam zacząć właśnie od niego. Jest wczesny ranek 5 kwietnia 2019 roku, młoda kobieta – Isabel patrzy na budzący się świat. Kadr, bez wątpienia filmowy, przypomniał mi świetne “Godziny” – najlepszą i nagrodzoną Bookerem powieść Cunninghama. Zamyślona, nieobecna bohaterka, subtelnie zaznaczony motyw wody i oczywiście data, wskazująca na powtórzenie sprawdzonego przed laty motywu. Nie sposób uniknąć skojarzeń z Woolf.
“Dzień” składa się z trzech części”: poranka 5 kwietnia 2019 roku, popołudnia 5 kwietnia 2020 roku i wieczoru 2021 roku. Kameralna opowieść skupia się na jednej rodzinie. Małżeństwo u progu rozpadu: Isabel i Dan, dwójka ich dzieci: nastoletni Nathan i pięcioletnia Violet oraz młodszy brat Isabel: Robbie.
W jednej z moich ukochanych książek Olga Tokarczuk pyta: “Jak wygląda świat, kiedy życie staje się tęsknotą?”. Pisząc “Dzień” Cunningham odpowiedział na to pytanie. Choć bohaterowie tworzą rodzinę, to każdy z nich jest w jakiś sposób samotny. Każdy tęskni za innym życiem. Weźmy Isabel: dwoje dzieci, mąż, fajna praca, a jednak czuje, że “przestała być centralną postacią własnej historii, a zamiast tego stała się chciwą i rozgoryczoną siostrą, swoją mało znaną bliźniaczką, tą, która – choć dano jej wszystko – nie przestaje narzekać, że za mało.” To właśnie Isabel “ukrywa się” na schodach, aby nie być “ani tu, ani tam”.
Słowa w tej powieści są nad wyraz eleganckie i dobierane z rozmysłem. Tworzą tym samym formę, która – jak wszystko, co doskonałe – buduje pewien dystans. To tak jak z niektórymi obrazami: patrzymy na nie, podziwiamy, ale nie ma tu intensywnych emocji. Proza Cunninghama jest takim obrazem: nie wstrząsa, nie angażuje, tylko daje się nam podziwiać.
Pytania, jakie sobie postawiłam, myśląc o tym brzmiały: dlaczego czuję ten dystans? czy on jest właściwy? W końcu forma też jest treścią. I myślę, że Cunningham nie mógł tego napisać inaczej. Mamy tu przecież rodzinę, która na naszych oczach się rozpada. Wszyscy mówią, rozmawiają, ale nikt nie jest w pełni usłyszany. Dystans formy odpowiada dystansowi relacji, a to z kolei buduje wyczuwalne napięcie. To jest ten rodzaj prozy, w którym bohaterowie mają sobie tak wiele do powiedzenia, a zamiast tego rzucają jakieś nieistotne frazesy. Oddzieleni od siebie niewidzialną szybą, osobni i nieuchwytni.
Dużo tu wątków do omawiania: rodzina, internetowe awatary (jeden z bohaterów ma swoje instagramowe alter ego), lockdown i pandemia, wszystkie tropy prowadzące do Virginii Woolf i piękne nowojorskie stopklatki. Charakterystyczny styl, który wyczuwałam już w „Godzinach” i dziwny smutek, który pozostaje z nami długo po odłożeniu książki. A nade wszystko: piękne, eleganckie zdania:
Istnieje piosenka w piosence. Nie jest piękna, nie jest tylko piękna, chociaż zawiera piękno, tak jak śliwka zawiera pestkę. To piosenka, która niczego nie pomija. To jest lament i aria. To stara piosenka o Frosted Flakes i hymn na cześć perfum, których używała twoja matka, kiedy byłeś dzieckiem. To hymn śpiewany przez dziewczęta ze świecami w papierowych kubkach, to skrzek królika, któremu twój ojciec podrzyna gardło, to głos twojej żony szepczącej we śnie, który nie jest o tobie.
Michael Cunningham, Dzień, tłumaczenie: Mirosław P. Jabłoński, Dom Wydawniczy Rebis
Liczba stron: 328