Na płycie nagrobnej Charlesa Bukowskiego w San Pedro widnieje napis: Don’t try. Żona pisarza – Linda powiedziała w jednym z wywiadów, że sens tego epitafium sprowadza się do słów: Nie próbuj, rób. Ponieważ jeśli poświęcasz czas próbując czegoś, nie robisz tego…. Nie próbuj.1 Te słowa świetnie oddają klimat dziennika, wydanego pod tytułem: Gdy kota nie ma, myszy harcują, obejmującego zapiski z lat 1991 – 1993.
Właściwie cały dziennik można streścić następująco. Wyobraź sobie – ty, czytelniku – że Bukowski zaprasza cię do swojej rezydencji, pozwalając, byś obserwował go – choć z bezpiecznej, nienachalnej odległości – przez cały dzień i połowę nocy. Towarzyszysz mu na wyścigach koni, patrzysz jak się wkurza koniecznością skrócenia paznokci, słuchasz prześmiewczych komentarzy o poetach na maminych garnuszkach. W pewnym momencie Charles odwraca się do ciebie i mówi:
Kto wymyślił ruchome schody? Ruszają się za ciebie. To ci dopiero szaleństwo. Ludzie lezą z góry do dołu po ruchomych schodach, windach, jeżdżą furami – wystarczy, że wcisną guzik i lądują w garażach. A potem walą do lokalu dla zdrowych, żeby zrzucić sadło. Za 4000 lat nie będziemy mieć nóg; będziemy szorować dupami po ziemi albo zwyczajnie toczyć się jak kłaki kurzu na wietrze. Każdy gatunek siebie zabija. Dinozaury żarły co popadło, aż zaczęły żreć siebie nawzajem, i w końcu został jeden skurwysyn, który normalnie zdechł z głodu.
Jednym zdaniem: dziennik nie przynosi zaskoczeń. Jest jak spotkanie ze starym znajomym, który wprawdzie niespecjalnie nas wypatruje, ale wódki nam nie odmówi. I jest w tej stałości coś urzekającego, dziwnie przyjemne poczucie bezwzględnej prawdy, która spłynie na nas w tym spotkaniu niezależnie od tego, czy mamy na nią ochotę. Szczerość Bukowskiego, jego surowa trzeźwość patrzenia, zupełnie wyjątkowy dar odsunięcia na bok wszelkich konwenansów i podszyte sarkazem riposty są w jakiś sposób inspirujące. Wulgarne, lecz wyzwalające:
Nie startuję z nikim w wyścigu, nie myślę o nieśmiertelności, mam ją w dupie. Chodzi o DZIAŁANIE, póki jest się żywym. Brama otwierająca się w promieniach słońca, konie przebijające się przez światło, ci wszyscy dżokeje – dzielne małe diabły w jasnych jedwabiach, idące na całość, tu i teraz. Wygrana zasadza się na ruchu i śmiałości. Do cholery ze śmiercią. Dziś jest dziś i jest dziś. Tak.
Choć Bukowski podkreśla, że pisze przede wszystkim dla siebie, a pisanie dziennika to właściwie zajęcie dla kretynów, to nie da się ukryć, że zakłada obecność czytelnika. Figurę odbiorcy widać nie tylko na poziomie semantyki, ale także w rozłożeniu akcentów, wyraźnie wskazujących partie, które miały być zauważone i zapamiętane: wielokrotnie podkreślana wściekłość na biedę, której przez pięćdziesiąt lat doświadczał, względne zadowolenie ze swojej twórczości, zaśmiewanie śmierci, przy jednoczesnym umiłowaniu życia, zwłaszcza w jego cielesnej, zmysłowej formie.
Najciekawiej pisze o pisaniu. Niby nic nowego, bo trudno wskazać autora, który pisząc dziennik, nie robiłby uwag o swojej twórczości, a jednak czuć tu więcej swobody. Niby autokreacja, ale pozornie niedopracowana. Późny dziennik Iwaszkiewicza był melancholijny, dziennik Pilcha – gorzki, dziennik Bukowskiego jest natomiast zadziorny. On wie, że się i tak się przebił i jest z tego zadowolony.
Hank wielbi Dostojewskiego, powątpiewa w istnienie Gorkiego, krytycznie ocenia Hemingway’a i drwi z pozerstwa poetów. Jeśli istnieje piekło to takie właśnie będzie piekło dla mnie: poeta za poetą, czytający bez końca. Ekscytuje się komputerem, który znacznie usprawnia jego pracę i krzywi się na perspektywę oddania go do serwisu. Swoją poezję ocenia dość wysoko, cieszy się, że starość nie odebrała mu sprawności ani weny, rozbrajająco podkreśla: największą inspiracją dla siebie jestem ja sam. Są w tym wszystkim echa książki O pisaniu, choć tam inspirację do tworzenia czerpał z bólu i chlaniu do obłędu, a teraz szuka jej w niuansach i drobinach subtelności.
Diarysta nie lubi bezruchu. Wyrzuca sobie marnowanie czasu na wyścigach, ale zaraz dodaje, że na szczęście nadrabia to w nocy – pijąc, tworząc, notując. Większość zapisków powstaje zresztą po północy. To wtedy:
słowa wybrzmiewają prawdziwie, rozsiewając światło, myśli przychodzą do głowy i przeobrażają się w słowa, co tylko rozbudza potok kolejnych myśli i kolejnych zdań.
Ot, spokojnie życie – willa, żona, dziewięć kotów. I stary świntuch, który chciałby przechytrzyć śmierć. Dziennik nie jest długi, ma zaledwie sto trzydzieści stron. Wraz z upływem czasu jego tempo spada, a diarysta coraz częściej mówi o tym samym: wyścigi, picie i pisanie, przerwa na jakiś wywiad i znowu wyścigi. Czytelniczą przyjemność znajdą w nim przede wszystkim ci, którzy lubią język pisarza, jego trafność, surowość i ironiczne błyski. Albo ci, którzy czasem potrzebują motywacyjnego kopa od dawnego znajomego, mówiącego w jednym z najpiękniejszych swoich wierszy:
nikt nie może cię uratować, tylko
ty sam
i niewiele trzeba, żeby ci się to nie udało,
całkiem niewiele
ale spisz się, spisz się, spisz. 2
I nie próbuj. Rób.
____________________________________
Bukowski Charles, Gdy kota nie ma, myszy harcują, Oficyna Literacka Noir sur Blanc, Warszawa 2023
1 Don’t Try”: Charles Bukowski’s Concise Philosophy of Art and Life, Open Culture, 25 lutego 2013 [dostęp 2023-05-30]
2 Bukowski Charles, Nikt tylko ty, [w:] idem, Z obłędu odsiać słowo, wers, drogę, Warszawa 2018, s.432
Wszystkie cytaty dziennika za: Bukowski Charles, Gdy kota nie ma, myszy harcują, Warszawa 2023