Tego ranka, gdy nienawidziłem jej bardziej niż kiedykolwiek, mama skończyła trzydzieści dziewięć lat. Była mała i gruba, głupia i brzydka. Najbardziej bezużyteczna ze wszystkich matek, jakie dotąd istniały.

– tak zaczyna się powieść Tatiany Țîbuleac – mołdawsko-rumuńskiej pisarki. Powieść, którą najpierw odruchowo skreśliłam, a później nie mogłam się od niej oderwać. Niewielka książka o wielkim ładunku emocji. O dorastaniu do życia, traumie, dzieciństwie, samotności, o trudnej relacji z matką i jej świadomym odchodzeniu. O tym, że raj jest miejscem złożonym z naszych najlepszych wspomnień. A nade wszystko: o wielkiej roli miłości. 

Umierająca na raka matka składa synowi propozycję nie do odrzucenia: dam ci samochód i sfałszuję dokumenty, abyś mógł prowadzić, jeśli spędzisz ze mną lato we Francji. Aleksy się zgadza, bo samochód to jednak samochód. Matką gardzi i najchętniej ugotowałby ją w pralce. Tak zaczyna się ich wspólna podróż, podczas której zmieniają się oboje, z każdym dniem stając się sobie coraz bliżsi. On dojrzewa, ona pięknieje i gaśnie. On po raz pierwszy ma matkę, ona – zamienia się w dziecko. 

Gdy dorosły Aleksy wycisza życie marihuaną, jego myśli układają się w spiralę. I to chyba najlepszy klucz czytania tej opowieści: z każdym krokiem, każdym dniem, każdym okręgiem Aleksy jest bliżej swojej matki. Zbliżanie się do niej jest jednak nieuchronnym zbliżaniem do śmierci.

Nie chciałam, by to lato się kończyło – i nie chciałam, by kończyła się ta książka.

Piękna, intensywna. Oszałamiająca.