Jeśli miarą dobrej powieści jest to, że podczas czytania nie można jej odłożyć, to “Dwie i pół duszy. Folk noir” bezsprzecznie spełnia to kryterium. Książka Justyny Hankus jest jednak czymś znacznie więcej, niż tylko wciągającą lekturą. Autorka wzięła na warsztat elementy fantasy słowiańskiej i stworzyła z nich dopracowaną, porywającą językowo opowieść, płynącą zaskakującym, pełnym niespodzianek nurtem.

Są w niej mity i przewrotne legendy, animizacje i antropomorfizacje przyrody, podział na strefę sacrum i profanum, zjawy i magiczne zioła. Jest rozbudowana psychologia postaci, labirynty i odpowiednio dawkowana groza. Jest charakterystyczny motyw dobra walki ze złem i związany z tym quest, czyli misja przywrócenia ładu w świecie. Spoiwem jest opowieść pełna mimowolnych wzruszeń, uniwersalna przypowieść o tym skąd się bierze zło.

Już pierwsze, doskonałe literacko zdanie odsłania klimat mrocznej baśni:

Lato zestarzało się i przytyło, rozlazło po trawach, leniwe i syte, odwrócone tyłem, spało cały dzień pozwalając, by pająki rozsnuwały nici nad wsią, a spadające z gałęzi gruszki tłukły się na miazgę.

Jest druga połowa XX wieku, do wsi Rutki za chwilę wjedzie głośna maszyna. A dokładnie: korowód ciężarówek zakończony wielką koparką.

Nie bez powodu Hankus rozpoczęła opowieść od maszyny: znaku przemysłu i cywilizacyjnego postępu. Jej zadaniem jest skierowanie uwagi na bezpowrotne niszczenie świętego świata natury, dzikiej przyrody, żyjącej według własnych zasad. Maszyna jako coś obcego, nienaturalnego i niebezpiecznego narusza odwieczny porządek, a tym samym – by pozostać w baśniowej konwencji – zmienia energię miejsca. Od tej pory będą dziać się w nim rzeczy dziwne i złowieszcze, a okoliczni mieszkańcy będą czuć, jak idzie do nich złe.

Niektórzy mówili, że widzieli… Zaklinali się na wszystkie świętości, bili w piersi, ale zapytani: co? nie umieli odpowiedzieć.

Wspomniana maszyna ma jednak jeszcze jedną funkcję: w nowoczesnych powieściach fantasy zwiastowała koniec harmonijnych relacji międzyludzkich. Dzieląc czas na ten pierwotny, sprzed transformacji i epokę przemysłową, przypominała o tym, że postęp wyostrzał nierówności społeczne i nieodwracalnie dzielił żyjące dotąd w zgodzie społeczności. Jeśli przyjrzymy się powieści Hankus pod tym kątem, to być może dostrzeżemy jak bardzo skażona jest wieś Rutki. Nie ma w niej choćby jednej pełnej rodziny, wszystkie są kalekie, skłócone, wybrakowane. Surrealistycznie sztukowane. Dzieci rodzą się i zaczynają tułaczkę, starcy żyją z duszą na ramieniu. Żywe więzi wprawdzie się zdarzają, ale siłą rzeczy nie mogą trwać wiecznie. Mikroświatem znad jeziora Ruty rządzą uprzedzenia, zabobony i strach.

Świat rozpisany przez Justynę Hankus ma strukturę dualistyczną. Jest sacrum i jest profanum, świat natury i kaleki świat ludzki. Nic tu jednak nie jest takie, jak się pierwotnie wydaje, bo pisarka przekształca mity i nadaje im własne znaczenia. Przyroda nie daje ukojenia, ale straszy jeziorem pełnym trupów. Zamiast boginek czy elfów mamy zmory, wije i moczydła:

Przy Rutkach, od strony Jednej Woli, odnoga jeziora, porośnięta gęsto rzęsą wodną i trzciną, zmieniała się w zatokę, o której miejscowi mówili bagnisko. (…) Starzy mówili, że gdy się dobrze przyjrzeć, w mule można zobaczyć przepatrzyki, które – głupie – gubiły się w gęstej wodzie i wypływały na powierzchnię na własną śmierć. Złapać takiego jednak było trudno, trzeba by się zanurzyć, a tutaj… tutaj nikt nie wchodził do wody, wiadomo, tu mieszkały odrażające topielice i tutaj rozciągało się królestwo Wodnika.

Czy więc na pewno sacrum? Choć pytanie podsuwa wątpliwości, a natura przyprawia o dreszcze, to nie ona jest siedliskiem zła. Zło jest tam, gdzie się go nie spodziewamy: w ludzkiej koncepcji wskazywania innego.

Powieściowym innym jest Mateusz Kusy, jak wskazuje okładkowy opis: tajemniczy bohater o dwóch duszach. Mateusz nie ma rodziców, jego matka zmarła przy porodzie. Wychowany przez dziadka chłopak z czasem zaczyna budzić w wiosce strach – ludzie widzą go w podejrzanych miejscach, dopisują do tych zdarzeń historie. Z pomocą przychodzi mu Cyganka, która pradawnymi, magicznymi sposobami, uwalnia go od jednej z dusz, zamykając ją szczelnie w słoiku. Wszystko komplikuje się, gdy słoik pęka – to zdarzenie inicjuje powieściowy quest.

Motyw quest, typowy dla tekstów fantasy, dotyczył zwykle dwóch aspektów: bohater wyruszał w podróż, by odnaleźć i pokonać wroga, a w efekcie przywrócić w świecie ład. Kusy podejmuje się tej misji, choć właściwie nie ma narzędzi, ani planu. Jego sprzymierzeńcy walczą z własnymi demonami, jego talizmany są potrzebne innym. Wędrówka jest trudniejsza niż zakładał, a wróg – najgorszy z możliwych.

Sojuszniczką Kusego jest Wiedźmawa, która na tle słowiańskich wiedźm wypada osobliwie i niewinnie. Ich relacja jest pełna napięcia. Choć powieściową rolą Wiedźmawy jest pomoc w ujarzmieniu złego, to na marginesie tej historii wyrasta wzruszający obraz macierzyństwa. Hankus zupełnie mimochodem udowadnia, że prócz olśniewającego talentu językowego (wciąż jestem pod urokiem pierwszego zdania powieści), ma jeszcze dar wywoływania emocji. Więź łącząca Upa i Wiedźmawę jest jednym z najpiękniejszych aspektów powieści.

Ale innych jest tu znacznie więcej. Wystarczy jedna skaza, choćby lekkie odstępstwo od normy, by wywołać zbiorowe podejrzenia. Tłum lubi mieć kozła ofiarnego, a gdy go wytypuje, nie cofnie się przed niczym – ani przed użyciem pięści, ani przed użyciem ognia. Ogień też jest tutaj ciekawym motywem: w słowiańskich wierzeniach, znanych choćby ze Starej Baśni Kraszewskiego, łączył się z obrzędem palenia ognisk świętojańskich. Gdy wieczorem podpalano pierwsze ognisko, zaczynała się Noc Kupały – symboliczny moment, od którego można było bezpiecznie kąpać się w pobliskich jeziorach. “Dwie i pół duszy” przekształca ten motyw, nakrywając ogień jeziorem w gniewnym akcie połączenia dwóch perspektyw. Podległa Wodnikowi natura ingeruje w ułomny, ludzki świat.

Bo jak można pokonać ludzkie zło? Kusy stara się podstępem i magią, ta natomiast jest obecna wielorako. W ożywionej przyrodzie, ingerencji nieludzkich postaci, symbolicznym podzieleniu przestrzeni czy wyraźnym wskazania miejsca kultu – tajemniczej i odległej Czarnej Skały, prapoczątku i celu wędrówki. Emblematem magii będą także zioła i mikstury, przyrządzane przez Cygankę Azę:

O północy podeszła do niego cichutko i dotknęła jego powiek palcami umoczonymi w paście z chmielu i melisy. Zaszeptała nad jego głowę, odgoniła senne obrazy. Potem skalpelem zrobiła małe nacięcie na wewnętrznej stronie nadgarstka i małapała do kolby gęstej, ciemnej krwi. Mateusz się nawet nie obudził.

Na piecyku stał stary żelazny gar. Niezbyt duży, zużyty, powyginany, zadrutowany. Bulgotała w num już gęsta ciecz i zaczynała intensywnie pachnieć.
Cyganka powiesiła nad piecem wronie pióra, a na próg położyła uschniętą kurzą łapkę. Potem, szepcząc zaklęcia, zaczęła wlewać krew do garnka – po jednej kropli.

Postać Azy też jest nieoczywista – Cyganka ulepiona z mitów o czarownicach, ni to Jaga, ni Jarucha, bo przecież bliżej jej do nich, niż do cygańskich taborów. Z jednej strony zafascynowana magią, z drugiej tak ludzka i gotowa do poświęceń. Te wszystkie postaci z pogranicza magii i rzeczywistości, tworzą w powieści Hankus wciągający, fantasmagoryczny świat.

Przed każdym rozdziałem znajdują się fragmenty notatek i lokalnych historii. Cyganka Aza mówi o Martwicach, Babcia Jemioła o tym, jak się pozbyć licha. Na co kierują uwagę? Na ich sugestywny profetyzm czy na mitotwórczą rolę wielokrotnie powtarzanych historii? Hankus podaje nam źródła, które płyną z jednego potoku: tego, w którym niepokój zaczyna się od wypowiedzianego słowa. To słowa napędzają przecież powieściowe wypadki: głos wołającego z lasu, złowieszcze szepty, śpiew dziewczyny przy torach. To słowo zapowiada śmierć.

Przeniesiona do współczesności historia urzeka tym bogactwem tropów. Odurza dzikością przyrody, niepokoi splątaniem relacji. I choć musimy wciąż uważać, na jezioro, na utopce i na elementy horroru, to idziemy w ten gęsty, ciemny las, przedzieramy się poprzez gałęzie, zagłuszamy echo bijącego serca. Szukamy chaty Wiedźmawy i zbieramy zioła dla Azy. Nie chcemy opuszczać tego świata, który jest tak intensywny, mroczny i osobny.

To na tym przecież polega siła porywających powieści.

_________________

Justyna Hankus, “Dwie i pół duszy. Folk Noir”, wydawnictwo Powergraph, Warszawa 2023.